Nie jestem najlepsza na świecie w wydawaniu pieniędzy i nic się pod tym względem od wielu lat nie zmienia. Dużo mi brakuje do bycia królową wyprzedaży i wyłapywania najlepszych okazji, ale z ogólnego rachunku doświadczeń dość jasno wychodzi, że pieniądze w dawaniu przyjemności są bardzo mało efektywne. Same pieniądze dość skutecznie odwracają uwagę od pielęgnowania różnych wartości, które przynoszą efekt długotrwałego zadowolenia. Szczególnie teraz w okresie szybko wzrastających cen, można pokusić się o obserwację, że uskładane pieniądze tracą na wartości, więc tylko ich trzymanie może wywołać nawet więcej zmartwień.
Tutaj przywołam stare porzekadło: pieniądze szczęścia nie dają…, ale co z nimi robić, gdy są?
Oto stosowane przeze mnie sposoby na wydawanie pieniędzy, by dzięki nim wycisnąć zadowolenie:
1. Kupuję doświadczenia
Wolę iść 100 razy na dobry film do kina z kimś kogo kocham, niż kupić telewizor za równowartość tych biletów.
Może to się kłóci z ogólnym trendem kreowanym przez reklamy, ale nie ma to jak być w opozycji (żart). Co mi tam z samego TV, do tego trzeba by było dokupić jakiś abonament, a czego jak czego, abonamentów nie cierpię. Wybieram kino!
2. Kupuję sobie wolny czas
By przeznaczyć go na zrobienie czegoś, co lubię i chcę.
Tutaj to będzie pomysłów cała masa. Na topie zawsze jest primo rower, primo spacer i primo spotkanie z przyjaciółką. Kolejno: czytanie książek, pichcenie z dziećmi, gry i zabawy na świeżym powietrzu, odwiedzanie ciekawych miejsc w okolicy. Ale na nadmiar czasu wolnego nie narzekam, to między innymi dla tego mam zaprojektowane dwie zmywarki w kuchni, by wygospodarować go więcej.
3. Kupuję teraz, konsumuję później
odkładając w czasie realizację, przygotowując tylko wcześniej wszystko, powoduję, że dochodzi przyjemność czekania. Tutaj najlepszym przykładem jest planowanie wakacji. Nie byłabym też sobą, gdybym nie chomikowała np. zakupionej czekolady w celu późniejszej gratyfikacji wysiłku wytrwania dni bez słodyczy. Radocha jest wtedy bezcenna z takiego ćwiczenia mojej słabej/silnej woli.
4. Kupuję za własne
Nie kupuję za cudze (na kredyt), bo co to za przyjemność zadłużyć się, skonsumować od razu i spłacać parę lat. Ten sposób nawiązuje też do wcześniejszego (3), bo motywuje robienie oszczędności, by w przyszłości móc zrealizować „coś” z cierpliwością oczekiwania.
5. Kupuję dla innych
Wydawanie pieniędzy dla siebie daje mniej radości niż kupowanie dla innych. Nie będę kryć, że chętnie się włączam się z rodziną w wiele akcji charytatywnych. Chyba nie muszę opisywać, jak się dzięki temu czujemy.
6. Kupuję, ale przed zakupem zastanawiam się, czy to naprawdę najlepsza inwestycja w szczęście?
Dbam o harmonię w domu, a tutaj kluczowa jest powierzchnia, która nie powinna być zagracona. Poza tym magazynowanie/przechowywanie też kosztuje, a wiadomo ściany nie są z gumy. Więc zanim chwycę za portfel, to odpowiedź na takie pytanie: “czy to naprawdę najlepsza inwestycja w szczęście?”, musi być twierdząca. W przeciwnym wypadku nie kupuję i dzięki temu pytaniu wiele razy nie kupiłam. A teraz czuję, się jeszcze szczęśliwsza, że nie mam 🙂
Dzięki tym zasadom doskonalę się w wyciskaniu szczęścia z tego co mam 😊 i nie daję się złapać w sidła kompulsywnym zakupom rzeczy materialnych. Na pewno jesteś w stanie dopisać jakieś swoje ważne sposoby. Śmiało. Skoro ja się „wymądrzam”, to chętnie przeczytam Twoje sposoby wydawania. Przy całej tej jednak nienajlepszości mojej staram się takie postępowanie zakotwiczyć u moim dzieci. Cudów się jednak nie spodziewam, gdyż to będą ich decyzje zakupowe i ich tryb życia.