Kieszonkowe – dawać, nie dawać? Kiedy? Ile?

Temat zawsze poruszany przez rodziców – kieszonkowe – dawać, nie dawać? Kiedy? Ile? Słów więcej o moim podejściu do kieszonkowego, a także wielkim błędzie jaki popełniłam w temacie kieszonkowego. Być może po przeczytaniu poniższego, Tobie uda się go uniknąć.

O kieszonkowym wspominałam już w artykule: „Jakie aktywności…” teraz rozwinę temat, bo przychodzi taki czas, kiedy każdy rodzic rozprawia się z myślami: co z tym fantem zrobić i jak robić? Bo przecież „w kieszonkowym” nie chodzi tylko o to by dawać kasę.

Przyznam się, że w większości przypadków jestem przeciwna temu, by dzieci otrzymywały pieniądze, szczególnie bez okazji czy w ramach prezentu. Co innego, gdy wiemy o tym, że dziecko odkłada na jakiś cel i w wyniku rozmowy, pojawi się, że możemy wesprzeć jego starania np. doceniając zaangażowanie w realizacji swojego celu. Dlatego chyba tak długo zwlekałam, by rozpocząć dawanie kieszonkowego starszej córce. Notabene młodsza (2 latka) widząc kasę, którą dostaje starsza, też już wyciąga rękę – jestem pewna, że zaczniemy u niej wcześniej dawać kieszonkowe.

Ale najpierw, dlaczego jestem przeciwnikiem dawania pieniędzy bez uzasadnienia, szczególnie w takich sytuacjach gdy np. dziadkowie lub ciocie wpadają z wizytą, i tak po prostu wręczają, wrzucają do skarbonki monetę/banknot? Bo wg mnie takie działanie powoduje niebezpieczny przekaz „pieniądze (zawsze) się dostaje”. Jeśli ludzie po prostu dają pieniądze, a Ty wcale nie musisz się o to postarać, nie masz pewności czy w przyszłości będą również dla Ciebie uprzejmi, by zapewnić Ci pieniądze.

Dlatego gdy zdobywasz 100 zł, nawet nie kiwnąwszy palcem, zostajesz ze stówką. Ale jeśli zarobisz 100 zł, np. sprzedając niepotrzebne rzeczy, wówczas stajesz się bogatszy nie tylko o te 100, ale zyskasz wiedzę i doświadczenie jak zarobić kolejne 100, albo więcej w przyszłości.

Ale wracając do samego kieszonkowego, nasze początki były w tym temacie całkiem poprawne. Tj. jak dojrzeliśmy – wszyscy; rodzice i Paulinka –  do kieszonkowego, córka miała wtedy 6 lat, ustaliliśmy proste zasady:

  1. Wysokość kieszonkowego – tyle złotych ile lat
  2. Możliwa dodatkowa premia w wys. 2 zł za „oszczędny tydzień”
  3. Dzień wypłaty – piątek lub sobota raz w tygodniu

No i zaczęło się – własne zakupy.  Próbując wpływać na działania dziecka, odruchowo wydawałam rozkazy, typu: „lepiej kup to”, „nie kupuj tamtego”. Takie podejście często kończyło się niepowodzeniem, ponieważ dziecko stawało się niespokojne i zaczęło się buntować, gdyż jej pozorna niezależność była ograniczana. Nie będę ukrywać, że z żalem patrzyłam na pierwsze wydatki córki (chipsy, dziwny sok z aloesu – niby zdrowy, a tam same eee), ALE kiedy jakieś kilka tygodni później oceniłam jej postawę odkryłam, że wraz z otrzymaniem kieszonkowego otrzymuje od nas coś znacznie więcej. Zachęcona przez własne pieniądze, zwiększyła się jej odpowiedzialność, zaczęła doświadczać poczucia sprawczości poprzez możliwości samodzielnego wyboru. To trudne lekcje. Ale przełożyły się także na jej wrażenia szczęścia, które nie pryskają (jak za dotknięciem magicznej różdżki), bo ona jest szczęśliwa nie z powodu nabycia kolejnej pierdołki, ale z powodu samodzielnej decyzji. A to jest różnica. Wraz z kieszonkowym otrzymuje niewielką odpowiedzialność, a to poprawia jej dobrostan. Te lekcje są niezmiernie cenne dla naszego życia rodzinnego.

Jak zatem przetrwać ten czas pierwszy-kontrowersyjnych wyborów? Jak zaakceptować te okropne chipsy? Kolejną figurkę-durnostojkę?
Posłużę się małą metaforą – czasami powinniśmy usiąść na tylnym siedzeniu i cieszyć się jazdą, albo inaczej, powinniśmy być zadowoleni, że to pilot ma pełną kontrolę nad samolotem a nie my. Choć wiem, że nic tak nie przeraża, jak oddanie kontroli naszemu (zawsze) małemu dziecku. Aby edukować finansowo dzieci, często musimy przezwyciężyć nasz odruch kontrolowania i zaoferować wybór. Wiem z doświadczenia, że trudno jest odpuścić, ale świadomość takiego działania może nam w tym pomóc. Wraz ze świadomością przychodzi zrozumienie, że oddanie kontroli, nawet jej odrobiny (aktualnie u nas 7 zł) jest prostym i niezwykle skutecznym sposobem na finansową szkołę życia.

Teraz córka ma za sobą kilka miesięcy doświadczeń z własnymi pieniędzmi, z których większą kwotę wydawała  na wakacjach. Dzięki temu ma „na koncie” bezcenne doświadczenia z zarządzania finansami, choć przyznam opłacone drogimi (sama przyznaje – błędnymi) decyzjami. No cóż 🙂 dla mnie ważne, że te zakupy nie są bezrefleksyjne. Ja natomiast zastanawiam się w jaki sposób i kiedy przejdziemy krok dalej . Jako rodzic będę dążyła do takiej sytuacji, by za jakiś czas przemodelować nasze zasady kieszonkowego i dostosować je do okresu nastoletniego. Mam kilka pomysłów jak dalej wykorzystać kieszonkowe do rozwijania umiejętności zarządzania własnym budżetem. Dzisiaj natomiast nie chcę dalej zbytnio się rozciągać, tylko już puenta: dawać, najszybciej jak dojrzejecie, a co do wysokości, to zostawiam Waszym rozmyślaniom.

Trochę się napracowałam nad tym artykułem – nie będę ukrywać, że było inaczej. Więc będzie mi miło, jeśli docenisz moją pracę i zostawisz komentarz bądź chociaż like.

Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o moich metodach pracy w zakresie edukacji finansowej. Zajrzyj na zakładkę warsztaty/szkolenia, być może znajdziesz tam możliwość poszerzenia jakiegoś interesującego Cię tematu na którymś z moich kursów. Zapraszam!

1 thought on “Kieszonkowe – dawać, nie dawać? Kiedy? Ile?”

  1. Aniu, świetny artykuł. My także dajemy kieszonkowe ale jest one zależne od tego czy pokój dzieci jest w sobotę gruntownie posprzatany 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *